Akcja nazwana Teatrem Minimalnym narodziła się spontanicznie w trakcie przymusowej izolacji spowodowanej epidemią koronawirusa, która niespodziewanie wybuchła w 2020 roku. Najpierw, w lutym 2020, przebiegając przez miejsce zwane w Warszawie „patelnią”, czyli przejście między stacją metra Centrum a liniami tramwajowymi przy skrzyżowaniu Marszałkowska/ Aleje Jerozolimskie, spiesząc się do szpitala, prawie potknęłam się o leżącą obok kosza na śmieci siatkę, z której wystawały trzy drewniane atrapy damskich dłoni. Prezentowały się absurdalnie.
– O, świetny rekwizyt fotograficzny! – pomyślałam i rozejrzałam się, czy ktoś ich nie szuka. Wyglądały na zbędne i wyrzucone. Kto wie, co działo się z nimi wcześniej i skąd się wzięły na patelni! Tak pojawił się prawdziwy, surrealistyczny „objet trouvé„, trzy ręce. Były bardzo przemoknięte i podrapane, jedna lekko pęknięta, ale wystarczyło je w domu wysuszyć i nasmarować woskiem, by odzyskały blask. Planowałam, że użyję ich do zdjęć na stronie Facebooka „teksty drugie” , którą obsługuję.
5 marca w szpitalu zmarła moja Mama, a 13 marca ogłoszono pierwsze poważne restrykcje, związane z epidemią. Jak większość – zostałam w domu. Pracując zdalnie, wybierałam dla siebie dość proste zadania: czytanie, uzupełnianie danych, porządki. Wyraźnie czułam, że nie powinnam od siebie wiele wymagać. Wciąż byłam jakby pogrążona we śnie, choć nie był to koszmar – po prostu trwałam w stanie oszołomienia, ogłuszenia, w gęstej wacie.
W pierwszym okresie po wprowadzeniu przymusowej izolacji na Facebooku, który stał się naszym oknem na świat, znajomi dzielili się głównie swoimi zdjęciami z dzieciństwa i fajnymi obrazkami psów i kotów. To było urocze, ale pozostawiało niedosyt. 25 marca pomyślałam, że warto na moim prywatnym profilu zaproponować coś twórczego, oryginalnego i związanego ze szczególnym czasem pandemii.
I tak narodził się Teatr Minimalny, w którym zamiast aktorów – występowały drewniane ręce, a rolę sceny pełniły sztuka płótna lnianego i kuchenna stolnica, położona na balkonie. Rekwizyty – to wyłącznie przedmioty domowe, jak tasak, nóż, worek, biżuteria, monety, walizka, klocki a także sadzonki roślin, pomidorów i cukinii, które w kwietniu zaczęłam hodować na balkonie, aby w maju przenieść je na działkę.
Ta akcja artystyczna w oczywisty sposób nawiązuje do mojej indywidualnej wystawy fotograficznej „Symbole/ Urojone znaczenia„, która miała miejsce w roku 2013 w Domu Kultury Śródmieście przy ul. Smolnej. Tam też posługiwałam się przedmiotami i dokonywałam inscenizacji, używałam jednak światła sztucznego i chodziło o trochę inne efekty. Teatr Minimalny ma własny charakter: od początku został stworzony do prezentacji na Facebooku. Teatr działał od 25 marca od 30 kwietnia, w tym czasie codziennie zamieszczałam jeden post oznaczony hasztagiem #teatrminimalny.
Zasady są proste, chodziło o krótką scenkę, którą można ująć w trzech, maksymalnie czterech kadrach, opatrzonych tytułem. Akcja z założenia miała być artystyczna, nie polityczna. Czasem nawiązywała do realiów pandemii, pojawiły się na przykład maseczki na twarz i wypalanie wirusa żelazkiem, a także mycie rąk; w okresie Wielkanocy na fotografiach były widoczne jajka wielkanocne i rzeżucha. Chodziło o zabawę, lekko ironiczny stosunek do rzeczywistości i przywołanie różnych motywów kulturowych przy pomocy skromnych środków wizualnych. Ujęcia są powtarzalne, obrazy noszą dość ascetyczny rys, panuje uboga, ale wysmakowana estetyka. Kadr – szeroki, bo tak lubię, kolorystyka – ciepła. Wszytko inne to gra wyobraźni, żonglowanie konwencjami i nieco przewrotne poczucie humoru, które akceptuje także okrucieństwo; skoro jest ono umowne, należy do tradycji teatru grozy udawanej.
Zdjęcia nawiązują do fotografii studyjnej, ale nie zostały zrobione w studio, wszystkie powstały w warunkach domowych, w naturalnym świetle, przeważnie porannym, przeważnie na balkonie. Raz – z okazji Wielkanocy – Teatr Minimalny na chwilę przeniósł się do ogrodu. Sprzęt – taki jaki mam, SONY Cybershot, całkiem dobra „małpka” dla turystów. Fotografie nie były w żaden sposób modyfikowane komputerowo, świadomie pozostawiałam też pewne „niedoróbki” (gdy np spoza tła coś się wyłania); w moim przekonaniu podkreśla to umowność akcji, konceptualny charakter zabawy.
Uważam, że akcja #teatrminimalny wydobyła potencjał Facebooka jako medium, które nie musi być – jak niektórzy podejrzewają – miejscem uprawiania banalnej autokreacji, może umożliwiać kreację artystyczną, pokazuje także – niemal natychmiastowo – reakcję odbiorców i przez to Facebook jest bardzo społeczny. Mój profil na Facebooku wykorzystuję zwykle dość różnorodnie, dzielę się emocjami i informacjami, nierzadko komentuję też aktualne wydarzenia; czasami prezentuję moje prace fotograficzne, na przykład w 2017 roku, po powrocie z Brazylii, pokazywałam cykl wschodów słońca z plaży nad Atlantykiem ze względu na ich estetyczny walor.
Akcja Teatr Minimalny miała pokazać – i chyba pokazała – że czas przymusowej izolacji nie musi być stracony. Mój prywatny bilans tego okresu jest (nieoczekiwanie!) dość bogaty. Teatr Minimalny wyraził niepokój czasu pandemii, pokazał zarazem akceptację ograniczeń, jak i bunt przeciwko nim, potrzebę przekory, możliwość szybkiej zamiany niepokoju w żart, a żartu – w niepokój. Wszystko jest wciąż płynne, trwamy w niepewności. A ja nie do końca wyszłam z oszołomienia, więc umowne i wieloznaczne obrazy pozwoliły mi wyrazić się lepiej niż poprzez racjonalne stwierdzenia i orzeczenia.
Pozostało całkiem spore archiwum projektu, które będę przechowywać. Zajmowanie się moim „najmniejszym teatrzykiem na świecie” przyniosło mi wiele zadowolenia. Czułam się zaszczycona, że mam sporą publiczność, która spontanicznie reaguje. To było jak w prawdziwym teatrze!
A teraz muszę brać się do pracy…