Dyskont slow -uzupelnienia

 

outsourcing – w Anglii temat outsourcingu, pojawiający się w polskim reportażu (który pobieżnie streszczam moim znajomym), wywołuje zdziwienie.

– Więc u was to dotyczy sprzątaczek? – pyta Patrick. – Waszych?

-Tak, sprzątaczki, pielęgniarki, ochroniarze – wyjaśniam. Firma nie zatrudnia pracowników, ale podpisuje umowę z inną firmą, która nie ma pracowników, wszystkim daje czasowe umowy, płaci za pracę jak chce i kiedy chce, poza tym pracujący nie mogą korzystać z ochrony w razie choroby a o urlopach lepiej, żeby zapomnieli, bo i tak ich nie będzie stać.

Patrick z niedowierzaniem kręci głową.

– U nas w Anglii outsourcing znaczy, że jakieś usługi wykonywane są za granicą, najczęściej w innej strefie czasowej. Na przykład infolinia banku jest obsługiwana w Indiach…

Nie będę się z nim kłócić, w końcu jest doświadczonym emerytem i na dodatek byłym wydawcą czyli specjalistą od słów.

– O tak! to mogą być na przykład ubezpieczenia – dodaje jego żona – Ja to miałam! Dzwonię, słyszę głos, o, jaki akcent, po prostu niewyobrażalny, i co ten głos mówi: witamy serdecznie missis, mamy dla niej świeżą polisę na życie…

-O, z Indii nie widać, z kim się rozmawia … – próbuję wyjaśniać.

– To nie jest usprawiedliwienie!

Straszne zamieszanie z tym outsourcingiem. Trudno się przebić z polskim tematem, skierować uwagę rozmówców na biednych pracujących w Polsce dla szacownych instytucji, ale nie mających szans na zatrudnienie w nich.

Wszelka dyskusja nie ma sensu, bo przecież nie można Anglików uczyć angielskiego. Pozostają przy problemie złego akcentu i ekstrawaganckiego użycia słowa missis czyli nietaktu, jaki się trafił pracownikowi infolinii w Indiach czy Bangladeszu.

Nasza rozmowa świadczy o tym, że polgielski jest specjalnym narzeczem i znajomość zwykłego angielskiego do zrozumienia polskiej wersji jest warunkiem niewystarczającym.